Moja poranna rutyna krok po kroku – część trzecia.
W poprzednim poście opisałam, jak zagospodarowałam dodatkową godzinę, którą udało mi się uzyskać dzięki wstawaniu o 6:00 rano. W tym czasie byłam w stanie włączyć do mojego życia 15 minut porannej jogi oraz całą masę czynności dobrych dla mojego rozwoju. Poranne planowanie dnia, rozwojowe czytanie oraz moja wersja porannych stron w akompaniamencie ulubionej kawy, którą w ogromnych ilościach nabywam u Oli budzyńskiej (Pani Swojego Czasu). Moja poranna rutyna nabierała kształtu, ale nie zamierzałam na tym poprzestać.
Porannej rutyny ciąg dalszy
W dalszym ciągu nie mogę wyjść z podziwu nad faktem, jak wiele udało mi się osiągnąć na przestrzeni pierwszych 12 tygodni mojej przemiany. Teraz opowiem o pozostałych 12 tygodniach, które sprawiły, że moja poranna rutyna mogła trwać aż dwie godziny.
Tydzień 13 (pobudka o 5:55), tydzień 14 (pobudka o 5:50) oraz tydzień 15 (pobudka o 5:45) – te trzy tygodnie dały mi dodatkowe 5 minut każdego tygodnia. Każde 5 minut przeznaczyłam na wydłużenie moich porannych ćwiczeń z 15 minut do 30 minut. Pół godziny ćwiczeń 5 razy w tygodniu – spełniło się moje marzenie.
Przez wiele lat walczyłam z regularnymi ćwiczeniami. Najpierw nie mogłam znaleźć dla siebie odpowiedniej formy ćwiczeń. Próbowałam wielu rzeczy – między innymi biegania, treningów HIIT czy domowych treningów z różnymi sławnymi trenerkami. Nic z tych rzeczy nie utrzymało się u mnie przez wystarczająco długi czas. Dopiero, gdy zaczęłam praktykować jogę, a później poznałam Julianę i Marka z Boho Beautiful, wreszcie odkryłam treningi, które dawały mi radość.
Ale najpierw śniadanie…
Tydzień 16 (pobudka o 5:40), tydzień 17 (pobudka 5:35) oraz tydzień 18 (pobudka o 5:30) – kolejne trzy tygodnie pozwoliły mi dojść do wyniku 1 godziny i 30 minut. W tym momencie doszłam do wniosku, że powinnam pomyśleć o czymś w rodzaju śniadania. Nie jestem fanką śniadań, bardzo trudno mi z rana z rana zjeść coś treściwego. Wiem, że to zły nawyk, dlatego uznałam, że najwyższy czas to zmienić.
Nie chciałam sobie dokładać dodatkowych obowiązków rano, więc przerzuciłam się na smoothie. Szybkie do wykonania, do tego zdrowe. Żeby jeszcze bardziej ułatwić sprawę zawsze w niedzielę szykowałam sobie porcję warzyw i owoców na każde smoothie, po czym pakowałam je osobno w woreczki i zamrażałam. To pozwoliło mi na szybsze przygotowanie smoothie rano – wyciągałam swoją porcję z zamrażalnika, dolewałam mleko roślinne i gotowe. Wiem, że to rozwiązanie jest dobre tylko na ciepłe dni, zimą już sobie na to nie pozwolę. Wtedy będę musiała wszystko robić na bieżąco.
Czytaj, po prostu czytaj.
Tydzień 19 (pobudka 5:25), tydzień 20 (pobudka 5:20) oraz tydzień 21 (pobudka o 5:15) – dodatkowe 15 minut i w tym momencie niestety stanęłam przed dość dużym dylematem. Wiedziałam, że powinnam wprowadzić kolejną rzecz w swoją rutynę. Problem polegał na tym, że nie wiedziałam, co wybrać z mojej listy. Długo zastanawiałam się nad tym, co jeszcze chcę robić każdego ranka. W ogromnych bólach odrzucałam kolejne punkty z listy, przenosząc je na inną porę dnia albo odpuszczając całkowicie.
Na chwilę obecną ostatecznie zdecydowałam się na czytanie „Przekroju”. Odkąd został wznowiony zimą 2017 roku kupowałam każdy numer, lecz nigdy nie miałam wystarczająco czasu, by go przeczytać. Kwartalnik ten jest naprawdę ogromnych rozmiarów, przez co leżał na półce i cierpliwie czekał na swoją kolej. „Przekrój” jest niezwykle inspirujący i zajmuje się wieloma aspektami ludzkiego życia. Dlatego każde dodatkowe 5 minut przeznaczałam na jeszcze więcej lektury.
Poranna rutyna na ostatniej prostej
Tydzień 22 (pobudka 5:10), tydzień 23 (pobudka 5:05) oraz tydzień 24 (pobudka 5:00), czyli dwie godziny tylko i wyłącznie na poranną rutynę. Kolejne 15 minut ostatecznie pozwoliło mi na lekturę „Przekroju” przez pół godziny każdego ranka. Mój wymarzony cel osiągnęłam już po weekendzie majowym – wtedy pierwszy tydzień wstawałam o 5.00. Wiem, że był to długotrwały proces, ale po 24 tygodniach powolnych i nieinwazyjnych zmian doprowadził mnie do wczesnego wstawania.
Aktualnie moja poranna rutyna i jej rozkład uległy małym zmianom, ale nadal regularnie budzę się o 5:00. Z czystym sumieniem mogę przyznać, jak bardzo zmieniło to moje życie. Wszystkie nawyki, które na bazie tego wytworzyłam ogromnie mi służą. Przynoszą wiele korzyści zarówno na polu zdrowotnym, jak i na polu rozwoju osobistego. Starałam się wypracować taki plan, który bilansowałby dobrze trzy elementy mojego życia – ciało, ducha i umysł.
Wszystkie te obszary są dla mnie niezwykle istotne, ale zawsze brakowało mi albo czasu, albo chęci na ich rozwijanie. Nie posiadałam się ze szczęścia, iż w końcu mogłam się tym wszystkim zająć. Na dodatek wyrobiłam w sobie niesamowicie silne nawyki, które wykonywałam każdego dnia. Nie myślałam, czy mi się chce, czy nie. Zwyczajnie wstawałam na dźwięk budzika i krok po kroku realizowałam swój plan. Dzięki temu też zaczynałam każdy dzień w dużo lepszym humorze, cieszą cię ze swoich porannych osiągnięć. Wierzcie mi, to samonapędzająca się maszyna.
Jak wygląda Twoja poranna rutyna? Praktykujesz czy raczej nie jesteś przekonana do tego pomysłu? Opowiedz mi o tym w komentarzu poniżej albo napisz do mnie maila na adres pytania@cataleja.pl.
Udanego życia,
Cataleja.