Wczesne wstawanie – dlaczego mi się nie udało?
Większą część swojego życia byłam święcie przekonana, iż jestem typem nocnego marka. Całe liceum spędziłam na nauce nocną porą. Podobnie rzecz się miała na studiach, szczególnie, gdy miałam możliwość wybierać zajęcia w godzinach popołudniowych. Przez ten czas żyłam w przeświadczeniu, że w nocy jestem najbardziej produktywna, gdyż wszyscy śpią, a ja mam dzięki temu względny spokój. Było w tym sporo racji, nie da się ukryć. Niemniej jednak wczesne wstawanie oferuje dokładnie to samo – masz święty spokój, bo wszyscy jeszcze śpią.
Wczesne wstawanie? Po co to komu?
Idea wczesnego wstawania pojawiła się w moim życiu w 2018 roku. Był to rok, w którym skończyłam 30 lat i postanowiłam bardziej dbać o siebie, jak i o swój rozwój. Jednym z elementów tego planu było wstawanie o 5:00 rano. Oczami wyobraźni już widziałam siebie przy biurku z kubkiem parującej kawy, na dodatek na najwyższym poziomie produktywności. Wizja zachęcająca, ale z wdrożeniem w życie było zdecydowanie trudniej. Jeśli mam być szczera, podjęłam aż trzy nieudane próby wcześniejszego wstawania. Wiem, że do trzech razy sztuka, ale dopiero moja czwarta próba okazała się sukcesem. Zanim opowiem o tym, co mi pomogło, przejdę do tego, co spowodowało moje porażki.
Porażka pierwsza – grudzień 2018
Pierwsze podejście miało miejsce zimą 2018 roku i jak nie trudno się domyśleć – oczywiście było częścią moich noworocznych planów. Jak wszyscy doskonale wiedzą, cele na nowy rok z reguły są ambitne, ale też przy tym często mało osiągalne. Na fali różnych artykułów w internecie doszłam do wniosku, że wstawanie o 5:00 rano jest tym, czego potrzebuję, aby zmienić swoje życie. Na marginesie dodam, że do tej pory wstawałam o 7:00. Matematyka nie kłamie, to są dwie godziny snu mniej, które nie mogły zostać niezauważone przez mózg.
Mój pomysł na wdrożenie wczesnego wstawania opierał się na zasadzie „wszystko albo nic”. Abstrahując od tego, jak bezsensowna jest to zasada, niestety u mnie jest to motyw przewodni w zachowaniu. Ustaliłam więc, że będę wstawać o 5:00 rano już następnego dnia. Nastawiłam budzik i zadowolona poszłam spać. Był to na tyle kretyński pomysł, że z góry skazany był na porażkę. Z łatwością można przewidzieć wydarzenia – budzik zadzwonił o 5:00, obudziłam się zdenerwowana, przestawiłam go na 7:00 i poszłam znów grzecznie spać. Nietrudno się domyśleć, iż nigdy więcej tego nie powtórzyłam.
Porażka druga – maj 2019
Podejście drugie popełniłam wiosną 2019 roku. Ładna pogoda, słońce wstaje o niezwykle wczesnej porze, aż chce się wcześnie wstawać. Nauczono poprzednim doświadczeniem doszłam do wniosku, że muszę tego słonia zjeść po kawałku. Postanowiłam przez pierwszy miesiąc wstawać pół godziny wcześniej niż zazwyczaj.
Niestety tym razem również poległam, ale z zupełnie innej przyczyny. Każdy z nas wie, że jeśli ktoś chce, to szuka sposobu, jednak jeśli nie chce, to szuka powodu. Widocznie wtedy jeszcze nie chciałam. Obudziłem się o 6:30 i dobrą chwilę zastanawiałam się, co ja mam niby robić przez te pół godziny. Nie miałam żadnego planu, jak ten dodatkowy czas zagospodarować. Mimo zachęcającego słońca za oknem przestawiłam budzik na 7:00 i znów zasnęłam.
Porażka trzecia – listopad 2019
Podejście trzecie było powtórką z podejścia pierwszego, ale poprawioną. Po raz kolejny uznałam, że chcę wcześniej wstawać. Pamiętając swoje wcześniejsze błędy uznałam, że będę wstawać o 15 minut wcześniej co dwa tygodnie. Poćwiartowałam mojego słonia na jeszcze bardziej zjadliwe kawałki. Na dodatek nawet zaplanowałam, co przez te dodatkowe 15 minut będę robić (wtedy było to zrobienie na spokojnie kawy). Czyż to nie jest plan idealny?
Cóż, jednak znowu nie wyszło. Co tym razem zawiodło? Przecież się przygotowałam i to solidnie, analizując swoje wcześniejsze potknięcia. Odpowiedź z perspektywy czasu wydaje się oczywista – przegrałam z porą roku. Zimą jest ciemno i ponuro. Czy wstałam o 5:00, czy o 7:00, było ciemno. To zdecydowanie mało odpowiednie warunki do wdrożenia nawyku wczesnego wstawania. Gdy budzik zadzwonił o 6:45 nie byłam w stanie przekonać samej siebie do wyjścia z przytulnego łóżeczka wcześniej niż to było konieczne. Zimą 2019 roku miała miejsce moja ostatnia klęska.
Wczesne wstawanie – jednak się nie poddałam
Trzy porażki pod rząd zniechęciły mnie bardzo do dalszych prób. Uznałam, że chyba jednak powinnam znów wrócić do trybu nocnego marka. Minął listopad i pojawiły się kolejne noworoczne cele, do tego był to nie tylko nowy rok, ale też nowa dekada. 2020 rok okazała się dla mnie motywacją do zmiany. Był to idealny moment, aby w moim życiu dokonał się przełom. Ponownie postanowiłam zostać rannym ptaszkiem.
Tym razem przerobiłam wszystkie poprzednie lekcje, wyciągnęłam solidne wnioski i stworzyłam bardzo precyzyjny plan działania, który miał mnie bezproblemowo zaprowadzić do wymarzonego celu. Moje zaskoczenie było ogromne, gdyż tym razem osiągnęłam sukces, ale o tym opowiem w kolejnych postach.
Jakie Ty odniosłaś porażki na drodze do wczesnego wstawania? Jak sobie z tym poradziłaś? Opowiedz mi o tym w komentarzu poniżej albo napisz do mnie maila na adres pytania@cataleja.pl.
Udanego życia,
Cataleja